DotrzymujÄ…c mu kroku, szedÅ‚em troszeczkÄ™ z przodu -niemal jak na przechadzce. Gdy doszliÅ›my do drzwi, prze¬krÄ™ciÅ‚em gaÅ‚kÄ™ i otworzyÅ‚em je przed nim szeroko, bo nie wiedziaÅ‚em, czy pozostanie w Å›rodku, czy zechce wyjść na korytarz. W tym momencie Bruckner zatrzymaÅ‚ siÄ™ i za¬milkÅ‚. OdwróciÅ‚em gÅ‚owÄ™. W drzwiach, na wprost nas, staÅ‚ Hitler. WyglÄ…daÅ‚o to tak, jakby od dÅ‚uższej chwili przysÅ‚uchiwaÅ‚ siÄ™ naszej rozmowie.
SpojrzaÅ‚ na mnie przelotnie i wszedÅ‚ do Å›rodka. W rÄ™ku trzymaÅ‚ list. StaÅ‚em dosÅ‚ownie metr od niego. RobiÅ‚o mi siÄ™ na przemian zimno i gorÄ…co, byÅ‚em jak sparaliżowany; patrzyÅ‚em, ale nic nie widziaÅ‚em. ChciaÅ‚em zniknąć, po prostu zapaść siÄ™ pod ziemiÄ™. Bruckner wyjaÅ›niÅ‚ w kilku sÅ‚owach, że potrzebne byÅ‚o wzmocnienie sÅ‚użb pomocniczych, i że wÅ‚aÅ›nie ja jestem nowym czÅ‚owiekiem. Hitler sprawiaÅ‚ wrażenie, jakby tego nie sÅ‚uchaÅ‚, jakby już wszystko wiedziaÅ‚ i o wszystkim sÅ‚yszaÅ‚. ZadziwiajÄ…co spokojnym gÅ‚osem, bardzo dalekim od tego, jakim przemawiaÅ‚ publicznie i ja¬kim porywaÅ‚ tÅ‚umy, zwróciÅ‚ siÄ™ do swojego adiutanta:
- Skąd pochodzi ten młody człowiek?
No i padło na mnie. Wyprężyłem się, próbując, na próżno chyba, zachować pozory pewności siebie, ukryć drżenie głosu i wyrazić się w sposób prosty i precyzyjny:
- Pochodzę z Górnego Śląska. Z okolic Oppeln.
- Czy mamy wśród nas ludzi ze Śląska? - kontynuował Hitler, ciągle patrząc na swego adiutanta.
- Nie sądzę - odparł Bruckner.
-W takim razie myÅ›lÄ™, że mógÅ‚by zaraz coÅ› dla mnie zrobić - rzuciÅ‚ Hitler, wrÄ™czajÄ…c mi list, który trzymaÅ‚ w rÄ™¬ku. - Dostarczycie go mojej siostrze Pauli, do Wiednia.
Powiedziawszy to, odwrócił się i wyszedł z pokoju. 1 na tym koniec.
StaÅ‚em jak wryty, jakby trochÄ™ ogÅ‚uszony, ale w koÅ„cu uwolniony od ciężaru, którego nie udawaÅ‚o mi siÄ™ pozbyć od czasu mojego przybycia do Kancelarii Rzeszy. Ta wymiana kilku słów zbliżyÅ‚a mnie też do innych, do towarzyszy z komanda. Ich zachowania staÅ‚y siÄ™ w moich oczach bardziej naturalne i zrozumiaÅ‚e. Wielki Hitler, którego przed chwilÄ… zobaczyÅ‚em, nie byÅ‚ ani potworem, ani nadczÅ‚owiekiem. Hitler przestaÅ‚ być Hitlerem. WydawaÅ‚ siÄ™ zupeÅ‚nie normalny. Mój strach nie zniknÄ…Å‚ caÅ‚kowicie, ale staÅ‚ siÄ™ bardziej Å‚agodny, nie tak paraliżujÄ…cy. PatrzyÅ‚em na drzwi. ByÅ‚y otwarte. Z tego chwilowego zamyÅ›lenia wyrwaÅ‚ mnie nagle gÅ‚os Brucknera: „Wasi towarzysze zajmÄ… siÄ™ resztÄ…".
Zszedłem na dół. W kuchni przygotowano mi paczkę z prowiantem na podróż. Musiałem poczekać chwilę, aż przyniosą drugą, znacznie większą paczkę przeznaczoną dla siostry Hitlera. Na pewno były w niej słodycze i ciasto upieczone przez Willy'ego Kannenberga, mistrza ceremonii. Zaraz potem zostałem odwieziony na dworzec. Kilka minut po dwudziestej wsiadłem do nocnego pociągu jadącego do austriackiej stolicy. Miałem kuszetkę zarezerwowaną na moje nazwisko.

Rochus Misch
Dodane przez LukLog dnia grudzieÅ„ 26 2006 16:25:04 1 Komentarzy · 5551 Czyta? |