Losowy cytat |
Przynajmniej żyłem jak należy przez dwanaście lat - Goring
[Wiecej cytatów] |
|
Użytkowników Online |
Gości Online: 3
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanch Uzytkowników: 776
Najnowszy Użytkownik: john9
|
|
Logowanie |
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
Newsletter |
Dla Użytkowników |
|
Statystyki |
|
|
Ciekawe miejsca |
|
|
|
Życie na okręcie podwodnym
| Wewnątrz okrętu zawsze było wilgotno. Głównie przez wdzierającą się przez właz wodę morską. Śmierdziało ropą, potem, odorem z prawie cały czas zajętej toalety oraz psującym się jedzeniem. Do tego dochodziło zimno albo potworna duchota – zależnie od rejonu patrolowania – bo systemy ogrzewania i wentylacji nie były zbyt wydajne. Wszędzie panowała niemiłosierna ciasnota, a prowiant wypełniał każdą, najmniejszą nawet szparę. Na tak niewielkiej powierzchni kilkudziesięciu ludzi nie miało szans na jakąkolwiek prywatność. Marynarz w ciągu doby był sam tylko przez kilka minut, gdy korzystał z ustępu. Potem pracował, jadł i odpoczywał zawsze w czyimś towarzystwie, co chwila ocierając się o kolegów, a kładł się spać w ciepłą i przesyconą potem pościel, którą przed chwilą opuścił jego kolega.
Słodkiej wody używano głównie do picia i przyrządzania posiłków. Mycie ograniczono do minimum. Z tego powodu załoga często cierpiała na różne pęcherze, wysypki i wrzody, a z braku świeżych owoców i warzyw – na choroby zębów i dziąseł. Ubrania były przesiąknięte potem i ropą naftową. By tłumić smród smarowali twarze wodą kolońską, w skórę wcierali różne maści, a we włosy wodę kwiatową. Większość miała zaparcia. Po wyjściu z portu marynarze i oficerowie od razu zapuszczali brody. Głównie by oszczędzać słodką wodę, po części był to także ich znak rozpoznawczy. Żyli w ciągłym hałasie dudniących diesli, syku sprężonego powietrza i pracujących pomp. Musieli znosić ciągłe kołysanie okrętu. Gdy płynęli w silnym sztormie, przygotowanie przez kucharza posiłków było niemożliwe, pozostawały tylko chleb i konserwy.
Na kiosku wachta była narażona na wszelkie kaprysy pogody. Przy silnym wietrze ogromne fale moczyły ich do suchej nitki mimo grubych swetrów, impregnowanych kurtek, nieprzemakalnych butów i rękawic. Na wodach północnych drobinki wody natychmiast zamieniały się w lód i boleśnie raniły twarze. Z kolei w tropikach załoga pływała wręcz we własnym pocie i dużo czasu spędzała na zeskrobywaniu pleśni z jedzenia. W czasie najsilniejszych sztormów dowódcy często zanurzali okręt, by dać załodze odetchnąć. Wtedy przez kilka godzin odpoczywali, a kucharz mógł spokojnie przyrządzić gorącą zupę.
Do tego dochodziło ogromne obciążenie psychiczne. Przez wiele dni marynarze U-Bootów mogli pływać w poszukiwaniu wroga, nie natrafiając na żaden statek. Ale nagle, bez ostrzeżenia mogli zostać zaatakowani przez samolot i zniszczeni. Mogli natrafić na eskortowce i spędzić kilka lub kilkanaście godzin w głębinach, nasłuchując odgłosu śrub wrogich okrętów i coraz bliższych wybuchów bomb głębinowych. Gdy bomby upadały naprawdę blisko, huk był nie do zniesienia. Gasło światło, pękały rury i zawory, roztrzaskiwały się wskaźniki. Często pękały akumulatory, a gdy dostała się do nich morska woda, wydzielał się trujący chlor. Kadłub okrętu drżał i wpadał w wibracje. I każdy miał świadomość, że kolejna bomba może rozłupać ich U-Boota jak skorupę orzecha i już nie będzie ratunku. Wtedy dla wszystkich okręt stanie się żelazną trumną.
Wielkie polowanie – Sławomir Walkowski
Dodane przez LukLog dnia listopada 05 2007 09:37:58 16491 Czytań |
|
|
Oceny
| |
|